www.jerzy.wojcik.com moje zainteresowania: blues


Czyż trąbka nowoorleańskiego Murzyna nie byłaby Przed Sądem Ostatecznym najlepszym rzecznikiem dzisiejszej ludzkiej niewoli ?
- motto z pierwszej książki o jazzie wydanej w Polsce, Leopolda Tyrmanda "U brzegów jazzu".


"The Creole Jazz Band" King Olivera z 1917r.
Moje zainteresowania bluesem, a ogólniej mówiąc jazzem, mają ścisły związek z generacją do której należę. W latach pięćdziesiątych to zainteresowanie było demonstracją i symbolem nie akceptacji obowiązujących w epoce socjalizmu sztampowych norm kultury i rozrywki.

Jestem jako jazzfan tradycjonalistą, przywiązanym do Nowego Orleanu, bluesa i dixielandu.
Traditional stanowił pierwszy poznany przeze mnie rodzaj jazzu. Łączy się to z osobistymi wspomnieniami "konspiracyjnych" koncertów. Pierwszy jazz słuchałem z kolegą z ławki szkolnej Grzegorzem Brudko, późniejszym założycielem zespołu Hagaw. Słuchaliśmy audycje "The station of the Stars" Radia Luksemburg a późnym wieczorem o godz. 21.15 audycje Music USA Willisa Canovera, zawsze rozpoczynane utworem "A Train".
Pamiętnym dla mnie rokiem był rok 1955, tuż przed moją maturą, kiedy zorganizowano wystawę "Oto Ameryka", mającą obrzydzić zgniły kapitalizm USA. Oczywiście stało się zupełnie odwrotnie, tłumy młodzieży oblegało wystawę, słuchając z megafonów świetnego jazzu. Chodziłem tam z kolegami, godzinami słuchając tej muzyki.
W lipcu 1955 roku byłem na pierwszym publicznym koncercie w Hali Gwardii "Turniej jazzowy", gdzie grali Melomani z Carmen Moreno, zespół Jana Walaska, Andrzeja Kurylewicza z Wandą Warską i Józefa Mazurkiewicza. A późną jesienią tego roku załatwiłem sobie, za duże pieniądze, jak na owe czasy, wejściówkę na imprezę Leopolda Tyrmanda "Estrady Jazzowe" do baraku na Wspólną.
Pamiętam, ze w programie tego koncertu było zezwolenie na tupanie w rytm i krzyczenie w czasie grania. I krzyczeliśmy głośno.
W 1956 roku poznaję Andrzeja Składanka, syna znanego aktora Juliana Składanka, który wprowadza mnie w towarzystwo jazzfanów i jazzmanów. Zaczynamy kupować od nich płyty przemycane z zachodu, które jeszcze do tej pory trzymam w zbiorach. A Andrzej wysyłał pocztą do USA wielką encyklopedię radziecką (chyba było tego 52 tomy) i w zamian otrzymywał płyty z jazzem, jeden tom - jedna płyta. Mieliśmy co słuchać!

"Melomani" z Carmen Moreno z 1955 r.

Moim ulubionym zespołem stał się "Hot five" Armstronga i "The Creole Jazz Band" King Olivera, a z zespołów krajowych Hot Club Melomani. Ulubione utwory to St. Louis Blues Handiego i St. James Infermary (ten ostatni w wykonaniu Louisa Armstronga zamówiłem już sobie na własny pogrzeb)
A potem były dwa festiwale jazzu w Sopocie, Hot Club Melomani występuje w Filharmonii Narodowej, do Polski przyjechał sam Willis Canover, zaczęto wydawać magazyn "Jazz", Polskie Radio nadaje audycje "To jest jazz", a Rozgłośnia Harcerska na fali 44 m słynne audycje 30 minut rytmu. To były takie początki jazzu w których uczestniczyłem.



moje wspomnienia z koncertu
Elli Fitzerlad


moje wspomnienia z koncertu
Lionela Hamptona


moje wspomnienia z koncertu
Ray Charlesa


ZOBACZ RÓWNIEŻ:     wnętrza     jaja      kopiec      ciekawe miejsca      ciekawi ludzie