8 maja 2004 r   | 
            | 
         
        
          |              Powróciliśmy właśnie z ponad miesięcznego wojażu po Stanach Zjednoczonych.              To był nasz trzeci wyjazd turystyczny do USA. W 1987 roku zwiedzaliśmy Nowy York i Florydę, a 1994 Kalifornię, Newadę i Arizonę. Tegoroczny wyjazd to podróż na Południe Stanów. Przejechaliśmy wynajętym Chevroletem Cavalier ponad 3500 mil (5600 km) zwiedzając 12 stanów: Wirginie, Maryland, Tennessee, Missisipi, Arkansas, Luizjanę, Alabamę, Florydę, Georgie, Karolinę Południową i Północną oraz Waszyngton DC. 
    Pierwsza część naszego pobytu to zwiedzanie tzw. rejonu stołecznego, czyli Waszyngtonu i okolic, gdzie zostaliśmy zaproszeni przez naszych starych przyjaciół. Przejechaliśmy dwa parki narodowe Shenandoah i Great Smoky Montains i piękne miasteczka nad zatoką Chespeake. 
    Jako fan muzyki, przede wszystkim jazzu, drugą część wyprawy poświęciłem na zwiedzanie miejsc związanych z narodzinami muzyki amerykańskiej. Przejechaliśmy całą deltę Missisipi rozległymi polami bawełny od Mephis po Nowy Orlean szukając korzeni bluesa i jazzu, zwiedzaliśmy Nashville, uznawaną za stolicę muzyki country i wreszcie Mephis gdzie narodził się rock and roll. 
    A trzecia część podróży to typowo wypoczynkowa, spędzona głównie na prawie dzikich plażach północnej Florydy i bardziej z urbanizowanego wybrzeża Karoliny Południowej i Północnej. Najładniejsze tam miasteczka to St Augustine i Charleston.  | 
         
        
          Trochę ogólnych wrażeń z tego pobytu:             
           Wielka życzliwość ludzi i to różnych narodowości, bo chyba nie istnieje ktoś taki jak typowy Amerykanin. Ludzie poprostu uśmiechają się i pozdrawiają na każdym kroku. Stosunek do nas Polaków bardzo przyjazny. Moglibyśmy podawać dziesiątki przykładów. 
            Ludzie nie przywiązują zupełnie wagi do ubioru, ale ubierają się kolorowo i bardzo prosto, na luzie. Gdy przyjechałem, byłem jedynym człowiekiem w krawacie.No, może poza kilkoma urzędnikami w Waszyngtonie. 
            Społeczeństwo bardzo religijne. Dużo kościołów z dużą frekwencją. W kościele katolickim 95 % wiernych przystępuje do komunii. 
          Dużo widocznych grubasów na ulicach. To chyba przez te hamburgery z frytkami, bo widziałem, że fast food'y cieszą się tam jeszcze dużą popularnością.  
          Duża kultura jazdy na drogach i autostradach. Zdecydowana większość kierowców respektuje przepisy ruchu, szczególnie prędkość. Widzieliśmy tylko dwie drobne stłuczki.  
          Czystość przed domami, na ulicach, skwerkach. Dużo kwiatów, zadbane trawniki.  
          W stosunku do naszych eskapad sprzed 10 lat podróżowanie po Stanach poważnie zdrożało. Wypożyczenie samochodu i koszty noclegów podrożały podwójnie. Jedynie benzyna i żywność relatywnie pozostała tania.               | 
         
       
       
      
         
          |   | 
          7 grudnia 2003 r   | 
         
         
          Jeszcze raz odwiedziłem Afrykę. Tym razem 
            wymarzony Egipt i tylko turystycznie, ale za to dosyć dokładnie. Drogą 
            przejechaliśmy 1700 km, koleją 1050 km, a wodą po Nilu i morzu Czerwonym 
            ponad 300 km. Podróż niesamowita, bo bogata w zabytki - piramidy, 
            świątynie, grobowce, posągi i stele, absolutnie "klasy zerowej". 
            Nie przesadzam, ale brak mi słów podziwu dla dzieł starożytnych Egipcjan 
            budowanych tysiące lat temu, a raczej mniej zacząłem teraz reagować 
            na widok współczesnych drapaczy chmur, rakiet i komputerów. Nic dziwnego, 
            że wielu ludzi sądzi, iż zbudowali je kosmici: Egipt wykracza poza 
            nasze możliwości pojmowania.  
            Największe wrażenie: świątynia Abu Simbel, świątynia w Karnaku i ilość 
            fantastycznych "dupereli" wydobytych z grobu Tutanchamona. 
            Największe rozczarowanie to Giza: jeden wielki śmietnik wokół piramid 
            i ohydne rezydencje Mubaraka i jego brata obok nich, a ok. 100 m od 
            Sfinksa jest Pizza Hot. Kamieni z pod piramid nie wziąłem na pamiątkę, 
            bo podobno są przywożone rano ciężarówkami z najbliższej budowy. 
             
            > 
            Zapraszam do obejrzenia zdjęć z tej wycieczki | 
         
       
       
       
      
         
          |  
             4 listoada 2003 r  | 
           
              | 
         
         
           
             
                
              Dziś umarła matka żony, a moja teściowa  
                Aniela Rykaczewska z domu Trębska. 
                Przeżyła 84 lata. 
                 
                Zawsze będzie w naszej pamięci. 
                
              | 
         
         
          
 
			  
				przedstawiam jej zdjecie, które zrobiłem zaledwie kilka dni temu,  
				oraz zrobione w 1937 roku - po najechaniu myszką na widoczne zdjęcie  >>>>>> 
				 
				 
				 
              | 
         
       
       
      
         
          |   | 
          30 września 2003 r 
              | 
         
         
          Tydzień czasu spędziłem wraz z żoną 
              we Lwowie. Byliśmy gośćmi naszej ukraińskiej koleżanki Taisy i jej 
              córki Olgi.  
              To druga nasza wizyta w tym pięknym mieście po 27 latach. I znów 
              wrażenie kolosalne.  
              Położony jak Rzym na siedmiu pagórkach, wśród zieleni, Lwów jest 
              miastem magicznym i wspaniałym pod względem architektonicznym. Bo 
              właśnie tu nastąpił styk różnorodnych kultur : zachodniej, prawosławnej 
              i orientalnej.  
              Nabiegałem się z Olgą, która jest kwalifikowaną przewodniczką po 
              Lwowie. Zrobiłem ponad 180 zdjęć, polując głównie na tak lubianą 
              przeze mnie secesję. Nazwy ulic, placów, budynków, kościołów, parków 
              noszą nazwy polskie. Cały czas odczuwałem żal, że to miasto nie 
              jest już Polską. 
              Zwiedziliśmy też kilka zamków kresowych, gdzie również pozostał 
              ślad polskich magnatów i ślady kultury, którą tam wnieśli. Bo przecież 
              sześć i pół wieku te kresy należały do Polski. Pozostała historia, 
              a we mnie nostalgia. 
            > 
              Zapraszam do obejrzenia zdjęć z tej wycieczki  | 
         
       
       
      
         
          24 marca 2003 roku  | 
             | 
         
         
          W marcu 2003 roku został otwarty "Dom 
            Dochodowy o Trzech Frontach" stojący przy placu Trzech Krzyży 
            u zbiegu Alei Ujazdowskich i ulicy Mokotowskiej. Firma "Platon 
            Group", właściciel trzech kamienic wchodzących w skład tego Domu, 
            wynajęła powierzchnię dla United Bank of Switzerland i dla ekskluzywnych 
            butików odzieżowych Ermenegildo Zegna i Mariella Burani. 
            Z kilku powodów mam osobisty sentyment do jednej z tych kamieniczek, 
            tej na Placu Trzech Krzyży pod nr 3, zwaną kamienicą Lucińskiego: 
            - jest to najstarszy w stolicy zachowany dom mieszkalny 
            - jestem współautorem pierwszej reklamy neonowej kawiarni w stolicy 
            zmontowanej na tej kamienicy 
            - inspektorem nadzoru przebudowy kamienicy był mój serdeczny kolega, 
            zmarły w ubiegłym roku mgr inż. Józef Machnik    przeczytaj 
            więcej | 
         
       
       
      
       
      
         
          |   31 grudnia 2002 
              roku 
              | 
            | 
         
         
          Przypadek sprawił, że kronikę rozpoczynam 
            pisać w ostatnim dniu 2002 roku. Wypadałoby więc, podsumować ten rok, 
            przynajmniej wspominając ważniejsze wydarzenia jakie przeżyłem. 
            Powinienem wspomnieć o tym, że w roku 2002, po czterech latach działalności 
            zlikwidowałem własną firmę projektową "ProKoBud", Projektowanie, 
            Konsultacje, Budowa s. c. , że zostałem, po raz pierwszy w życiu, 
            dyrektorem w nowej firmie, 
            że mój syn 
            ukończył trudne studia MBA (Master of Business Administration), i 
            to z wynikiem bardzo dobrym, że zmarło dwóch moich serdecznych przyjaciół 
            Henio Jagodziński i Józek Machnik, że spędziliśmy ciekawe wakacje 
            na greckiej wyspie Krecie...   
            Wszystkie te wydarzenia stają się mniej istotne, wobec śmierci Matki. 
             
            Zmarła 16 listopada 2002 roku. Przeżyła 88 lat.  
            Do ostatniej chwili czuła się dobrze. Widziałem ją ostatni raz cztery 
            dni wcześniej. Wyglądała dobrze, nie narzekała na nic. Była jednak 
            smutna, nie chciała rozmawiać... 
            To dla mnie i dla mojej siostry Halinki, bardzo duża strata. Była 
            kochaną Matką, żyła zawsze wyłącznie dla nas. A życie miała nie łatwe, 
            wręcz ciężkie, przeżywając z małymi dziećmi wojnę i czasy komunizmu. 
            Dobrze, że chociaż starość miała spokojną. | 
         
       
         |