www.JerzyWojcik.com

14 sierpnia 2008

-koncert Erica Claptona

Filed under: Uncategorized — JerzyWojcik @ 21:07

Moja specjalna wyprawa 14 sierpnia 2008 roku z Warszawy do Gdyni na ten koncert opłacała się. Przyjechałem na Skwer Kościuszki trzy godziny przed koncertem i dzięki temu mogłem zająć super miejsce pod jedynym drzewem rosnącym na widowni. To dla ew. oparcia się na nim dla starszego człowieka. Najpierw supportował Dżem, który mimo, że wypadł całkiem nieźle, to jednak nie zachwycił mnie.

Zespół Claptona to 6 osób. Dwie panny na wokalu, Chris Stainton na klawiszach, Willie Weeks na basie, jak zwykle bardzo dobry Doyle Bramhall II na slide i Abe Laboriel Jr na perkusji.Koncert zaczął się o 20:00 świetnym bluesem, „Tell the Truth”. Kolejna znana mi piosenka, stary blues, „Hoochie Coochie Man”. Potem znowu coś nudnego i mamy przyśpieszenie tempa: „Why Does Love Got to Be So Sad?”.

Claptonowi właśnie przynieśli gitarę akustyczną. Zagrał „Nobody Knows You When You're Down & Out” (tak, Clapton ostatnimi laty doszedł do perfekcji w graniu takich optymistycznych i podnoszących na duchu numerów), zaraz potem… „Running On Faith” i „Love, love comes over you”…
Głos Erika był w dobrej formie, ale nie należało spodziewać się z jego strony jakichś dzikich okrzyków. Wyraźnie skupiał się na grze na gitarze i brzmienie miał fenomenalne. Oczywiście najweselsza piosenka wieczorku pod tytułem „Motherless Children”. Potem dwa numery Roberta Johnsona, pierwszego tytułu nie pamiętam, ale jednak bardzo mi się spodobał, to był prawdziwy blues! Drugi to, niestety, przydługi i nudny „Little Queen Of Spades”.
Zaczyna końcówkę… Najpierw „Before You Accuse Me”, wersja dużo lepsza niż grana na akustyku nie tak dawno temu, potem spokojne intro i „Wonderful Tonight”, chwilę później szalona, wyrywająca się spod kontroli i dzika, ale krótka „Layla” przechodząca od razu w „Cocaine”. „Cocaine” to było coś… Mocne uderzenie, potężny chórek… Dobrze się bawiłem. Światła gasną, krótka chwila na oklaski i „Crossroads”. Koniec.
Ostatnie trzy piosenki zagrał w krótszych wersjach, po tylu latach był nimi wyraźnie zmęczony, i ja to świetnie rozumiem. Ale tak jak Stonesi zawsze muszą zagrać „Satisfaction”, to Clapton musi wykonać „Wonderful Tonight/Cocaine/Layla”… Ot, taka muzyczna odpowiedzialność.
Niemniej prognozy są świetne, Clapton jest zdrowy i jak na swój wiek trzyma się fantastycznie. Już nie konwersuje z publicznością, nie przedstawił nawet do końca zespołu, rzuca tylko swoje słynne już „thank you” po każdym utworku i zmywa się ze sceny.

Brak komentarzy

No comments yet.

RSS feed for comments on this post.

Sorry, the comment form is closed at this time.

Powered by WordPress