www.jerzy.wojcik.com moja historia: praca w Afryce

DWANAŚCIE LAT BUDOWAŁEM W NIGERII

artykuł z książki "Polacy w Nigerii tom III Budowniczowie" Wyd. Akademickie DIALOG W-wa 2000

W Nigerii pracowałem w latach 1982-1994, połowę czasu pracując bezpośrenio na budowach i połowę czasu w biurach projektów. Uważam ten okres nie tylko za wspaniałą przygodę życiową, ale przede wszystkim za najbardziej ciekawy i twórczy czas w mojej czterdziestoczteroletniej pracy w budownictwie, wart podzielenia się tymi krótkimi wspomnieniami.
Chciałbym również wymienić tu tych kolegów budowlańców, z którymi zetknąłem się w czasie pracy w Nigerii, a którzy z różnych powodów, nieraz niezależnych od nich, nie napisali o sobie.
1. Budowa nowej stolicy Nigerii

Wille dla ministrów w Abudzi

Byłem jednym z niewielu inżynierów pracujących w Nigerii, po których przyjechano specjalnie do Polski. Mój przyszły dyrektor techniczny, Alhaji Aminu Sabo, poszukiwał "taniego" białego inżyniera. Przypadkowo spotkał on na ulicy mojego przyjaciela pracującego w Nigerii; ten podał mu moje nazwisko i numer telefonu w Warszawie. Alhaji postanowił więc przyjechać do Polski, zwiedzić nieznany mu kraj i zabrać mnie natychmiast do Nigerii, gdzie czekały od dawna na rozpoczęcie dwie budowy.
Musiałem najpierw odbyć rozmowę z ambasadorem Nigerii, od której zależało czy mam właściwe kwalifikacje. Kiedy opowiadając swój życiorys wspomniałem, że budowałem w Warszawie rezydencję ambasadora Wielkiej Brytanii, ambasador natychmiast przerwał moją opowieść i powiedział do Alhajego : - Mój bracie, to jest bardzo dobry inżynier ! Będziesz z niego zadowolony.
W ten sposób dowiedziałem się, że wszystko co angielskie, to powinno być bardzo dobre, ale również i to, że mam szansę pojechać do Afryki. Sekretarka ambasadora przygotowała też umowę o pracę wraz z wysokością wynagrodzenia, dziesięciokrotnie mniejszą niż płacono w tym czasie Anglikom w Nigrii. Dla mnie były to duże pieniądze, bo z kolei dziesięciokrotnie większe niż moja kierownicza pensja w kraju.
W Polservisie mój przyszły szef wywołał sensację. Ubrany w wytworne szaty, podbudowany pozytywną opinią ambasadora o mnie, ostro żądał aby załatwiono mi w ciągu kilku dni wyjazd do Nigerii, a on za wszystko zapłaci. Nie chciał zrozumieć, że nie mam założonej odpowiedniej teczki kwalifikacyjnej, zdanego egzaminu państwowego ze znajomości języka obcego, załatwionych formalności w zakładzie pracy, przebytej rozmowy z pzedstawicielami UB, no i przede wszystkim paszportu. Zdenerwowany pozostawił Polservisowi umowę, a mnie pieniądze na bilet lotniczy do Kano.
Działo się to na początku maja 1982 roku,w czasie właśnie rozpoczętego stanu wojennego. Cztery miesiące walczyłem z krajową biurokracją i w połowie sierpnia, po niewielkich lotniskowych przygodach, wylądowałem w upalnym Kano. Zaczęła się teraz rzeczywista afrykańska przygoda.
Ubrany w garnitur, przez trzy dni bardzo upalne dnie szukałem budynku swojej firmy Nural Islam Trading Co. w Kano na kilkumetrowej ulicy Airport Rd. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że domy po obu stronach ulicy w miastach Nigerii nie muszą być numerowane w kolejności. Biurem firmy okazała się parterowa przybudówka na zapleczu ulicy o powierchni 30 m2, składająca się z sekretariatu, z siedzącą dziewczyną nad zepsutą maszyną do pisania i nigdy nie uruchomionym aparatem telefonicznym, oraz pokoju dyrektora z olbrzymim biurkiem zajmującym niemal całkowitą powierzchnię pokoju. Wszystko zasypane było grubą warstwą kurzu, a właściwie pyłem harmatanowym. - Ale wpadłem - pomyślałem.
Gdy poznałem nazajutrz mojego Dyrektora zacząłem powoli zmieniać negatywne zdanie o firmie. Nazywał się Alhaji Abdul Mumini, posiadał ładne fulańskie rysy twarzy, jeżdził nowym pięknym mercedesem, był właścicielem kilkuset domów w północnej Nigerii, które wynajmował i kilkunastu firm, którymi osobiście zarządzał. Właśnie podpisał dwa ośmiomilionowe kontrakty na budowę luksusowych domów dla ministrów i bloku mieszkalnego dla policji w nowo budowanej stolicy Abuji. Jednym z warunków otrzymania kontraktów było zatrudnienie na tych budowach białego inżyniera. Potrzebował właśnie mojej obecności. Już na drugi dzień kupił mi nowy ładny i dobry samochód marki nisan w kolorze czerwonym i obiecywał, że wkrótce przydzieli mi dom z ogrodem i służbą, roztaczając szerokie perspektywy rozwoju firmy.
Zamieszkałem więc tymczasowo w Suleji, 50 km od Abuji, w domu mojego przyjaciela inż. Henryka Jagodzińskiego, który budował tam osiedle domów dla senatorów. Właśnie jemu zawdzięczam pierwszą pomoc w poznawaniu specyfiki budowania w Nigerii.
Dużo pracowałem w tym czasie. Pogłębiałem znajomość języka angielskiego, szczególnie terminologię techniczną, studiowałem normy budowlane i przepisy angielskie, poznawałem miejscowe materiały, technologię i zupełnie nowe dla mnie metody budownictwa w Nigerii. Musiałem nauczyć się samodzielności w pracy, szybkiego podejmowania decyzji i brania na siebie całej odpowiedzialności za organizowaną budowę. Tego wszystkiego nie uczono przecież nas w socjalistycznym systemie.
Z przydzielonej 20% zaliczki na rozpoczęcie budowy szef zakupił kruszarkę do wyrobu żwiru, dwie maszyny do wyrobu pustaków, dwa cieżarowe samochody, dwie betoniarki i wibratory oraz cysternę do wożenia wody. Za resztę pieniędzy, a było to kilka milionów dolarów, postanowił zakupić z Włoch urządzenia do przetwarzania ... ryżu. Po intratnym sprzedaniu tych maszyn miał być jeszcze bardziej bogatszym.
Fakt ten zdecydował o przyszłych kłopotach na budowach i moich osobistych.
Szef początkowo przyjeżdzał na budowy do Abuji raz w tygodniu, pozostawiając skromne pieniądze na budowę, potem coraz rzadziej, bo poprostu pieniędzy nie miał, a maszyny z Włoch ciągle były w drodze.
Mimo tych trudności finansowych budynki pomału rosły w górę. Pod samą górą Aso Hill wykonałem pierwsze kondygnacje czterech budynków dla ministrów wraz z domami dla służby, a w samym centrum pierwszej dzielnicy nowej stolicy Garki z miesiąca na miesiąc rosły kolejne kondygnacje budynku dla policji. Co ciekawe, że cały zespół tych budynków dla policji był projektowany przez polskiego architekta Zygmunta Hofmana, który swoje biuro miał w Ilorynie, a do mnie co pewien czas przyjeżdżał na nadzory autorskie.
Juz po pierwszych kilku tygodniach pracy w Abuji zwracali sie do mnie o pomoc nigeryjscy "koledzy po fachu" z prośbami o pomoc w rozwiązywaniu róznych problemów technicznych na okolicznych budowach. Pomagałem więc kolegom wytyczać nowe budynki, trasować kształt półokrągłego budyneku poczty w Garkach, czy też sprawdzać wytrzymałość betonów znanymi mi tradycyjnymi metodami. Wtedy też wykonałem swój pierwszy projekt w Nigerii. Był to ... dom publiczny. Inżynier nigeryjski z sąsiedniej budowy dowiedziawszy się, że posiadam pieczątkę z uprawnieniami budowlanymi do projektowania poprosił mnie o pomoc w zaprojektowaniu parterowego hotelu w robotniczej dzielnicy Niania. Po koleżeńsku, nieświadom faktycznego przeznaczenia hotelu, projekt taki wykonałem i dopiero po wielu miesiącach, kiedy zostałem zaproszony na otwarcie obiektu zorientowałem się, że projektując go za mało posiadałem informacji o jego funkcji.
Własny dom otrzymałem dopiero po siedmiu miesiącach, kiedy przyjechała do mnie z kraju żona. Był to zdewastowany dwupokojowy typowy dom nigeryjski z betonową podłogą, bez wody i klimatyzacji, ze starymi nadwyrężonymi przez korniki meblami. A ponieważ żona jest również budowlańcem, więc pobyt swój w Nigerii rozpoczęła od remontu tego domu. Samodzielnie pomalowała wnętrze domu, ułożyła posadzkę z płytek PCV na podłodze w pokojach i kuchni i poreperowała stare meble. Ja nie miałem czasu bo całe dnia walczyłem z kłopotami na budowie, a właściwie z nieustannym brakiem pieniędzy.
Dużym problemem był brak wody w mieszkaniu. Instalacja wodna była doprowadzona do budynku z ogromnego zbiornika wodnego górujacego nad naszym osiedlem w Suleji. Co z tego, kiedy pompy nie działały od kilku lat, a i zbiornik był dziurawy. Wodę woziłem w karnistrach z odległej 50 km Abuji i z żoną opracowaliśmy specjalny system wykorzystania jej, aby te kilkadziesiąt litrów wystarczyło do gotowania, mycia, przelewania miski klozetowej, a nawet podlewania miniaturowego ogródka.
Podstawowym jednak problemem był brak pieniędzy. Nie otrzymywałem wynagrodzenia za pracę przez jedenaście miesięcy. Nie dość, że nie przesyłałem pieniędzy do kraju, co nazywało się tu remitowaniem, to zaczynało brakować nam ich na podstawowe życie w Nigerii. W zasadzie, w tym czasie żyliśmy z korepetycji, które udzielała żona i ze sprzedanych kilku gobelinów, które utkała w Nigerii.
Poznaliśmy liczną polonię specjalistów pracującyh przy budowie stolicy. Należy tu wymienić przede wszystkim grupę zatrudnioną w Federalnym Urzędzie Rozwoju Stolicy w Abuji: architektów Leszka Kłosowskiego, Krystynę Bajraszewską, Waldemara Bilewicza, inżynierów Wojciecha Kiblera i Andrzeja Sidorenkę oraz geodetów Adama Nowakowskiego i Zbigniewa Wróblewicza.
Bardzo blisko zaprzyjaźnilismy się z inż. Ryszardem Guzowskim, który w Minie budował duży gmach sekretariatu stanu Niger, z inż. Józefem Machnikiem i Jerzym Michalskim, którzy budowali w Jos i Bauchi oraz z geodetą inż. Jerzym Chylewskim, który jeszcze dotychczas pracuje w Nigeri.
Wtedy w 1984 roku poznałem zupełnie przypadkowo znanego architekta Janusza Zielonkę. Wspomnienia o nim zamieściłem w moim alfabecie.
Od tego momentu zostałem stałym jego konstruktorem. Z wykazu wykonanych przeze mnie projektów (który prowadzę nieprzerwanie od dwudziestu lat) wynika, że razem z Januszem wykonaliśmy 22 różne projekty obiektów. Wszystkie zostały zrealizowane.
2. Projektowanie
Na początku 1985 roku dowiedziałem się, że poszukiwany jest konstruktor budowlany do biura projektów w Kadunie. Pojechałem dowiedzieć sie o szczegóły i przestraszyłem się. Duże biuro prowadzone było przez wiele lat przez grupę inżynierów angielskich. W miarę trudności gospodarczych w Nigerii anglicy kolejno opuszczali ten kraj, aż wreście i ostatni inżynier konstruktor wyjeżdżał właśnie do Londynu i na jego miejsce rozpisano konkurs.
Zgłosiło się ponad dwudziestu inżynierów, w tym sześciu białych. Każdy z kandydatów przechodził dwie rozmowy kwalifikacyjne oraz dostawał zadanie konstrukcyjne do wykonania w domu. Konkurs niespodziewanie wygrałem, ale nie dlatego, że taki byłem dobry. Dużo później dowiedziałem się od polskich kolegów konstruktorów, że o moim przyjęciu do pracy zadecydowały skromne warunki finansowe jakie zaproponowałem dla siebie w ankiecie.

Biurowiec NBTE w Kadunie
Byłem szczęśliwy z tej pracy. Po tych przykrościach jakie spotkały mnie w okresie pracy u Alhajego tu odżyłem. Po odchodzącym angliku dostałem ładny dom z pięknym ogrodem w eleganckiej dzielnicy Kaduny, sąsiadem naszym był konsul amerykański.
Firma konsaltingowa Yaroson and Partners mieściła się w nowoczesnym klimatyzowanym budynku, składała się z kilku samodzielnych departamentów, z których budownictwo ogólne i drogownictwo objąłem ja w kierownictwo. Na dużej sali pracowało sześciu techników do wykonywania rysunków konstrukcyjnych oraz dwóch inżynierów w wydzielonych pomieszczeniach. Ja miałem duży przyległy samodzielny pokój i przez przeszkloną ścianę widziałem mój personel. Wszystko było doskonale zorganizowane i a biuro posiadało archiwum projektów i rysunków, bibliotekę książek technicznych, kserkopiarki, wyświetlarnie rysunków i własne laboratorium materiałów budowlanych z urządzeniami do badania jakości betonu.
Warunki do pracy miałem nawet lepsze niz w Polsce, ale praca ta była dla mnie bardzo trudna i bardzo odpowiedzialna. Ponieważ kierowałem również pracownią drogownictwa (pomimo protestów, bo to nie moja specjalność jako konstruktora), na początek dostałem do zaprojektowania most żelbetowy nad rzeką Kubani w Zarii. Nie był to duży most, ale i tak, po zdobyciu odpowiednich książek i norm angielskich, długie noce siedziałem w domu nad obliczeniami i szczegółami konstrukcyjnymi.
Gdy dowiedziałem się, że w krótce czeka mnie praca nad wiszącą kładką dla pieszych nad rzeką w rezerwacie zwierząt w Yankari, napisałem list do kolegi w kraju pracującego w Mostostalu z prośbą o przesłanie wskazówek i szczegółów konstrukcyjnych takiego niewielkiego wiszącego mostu stalowego. List z odpowiedzią przyszedł do mnie po czterech miesiącach. Był opieczętowany kilkoma pięczęciami polskiej cenzury z oficjalnym dopiskiem cenzora, że szkice i rysunki zostały zatrzymane w kraju. Jak się potem dowiedziałem, kolega miał w kraju kłopoty, musiał tłumaczyć się dlaczego bez pozwolenia przesyła za granicę "dokumentację techniczną". Był to rok 1985, a więc jeszcze okres stanu wojennego w Polsce.

Biurowiec fabryki broni w Kadunie
Jednak największym mostem jaki zaprojektowałem, był 150 metrowy, czteropasmowy most nad dużą rzeką Kaduna dla wschodniej obwodnicy miasta o tej samej nazwie. Miałem duże szczęście, że w archiwum firmy znalazłem projekt podobnego mostu, który służył mi za "przodek" i że obydwie strony rzeki były skaliste, a więc odpadło trudne konstrukcyjne fundamentowanie na palach.
Większość obiektów jakie projektowałem to budynki użyteczności publicznej. Z ważniejszych wymienię kilka: sześć dużych budynków dla federalnej politechniki w Kaura Namoda (miejsce budowy zupełnie pustynne,trzy razy burza piaskowa zasypywała nam całkowicie wykopy pod fundamenty),czteropiętrowy budynek administracyjny i hala fabryczna dla fabryki broni w Kadunie (z dźwigarami stalowymi o rozpiętości 30 metrów), meczet w Bauchi, kościół katolicki w Kadunie. Ogółem w ciągu trzech lat pracy w biurze Yaroson and Partners zaprojektowałem około piędziesiąt obiektów, z czego budowę około trzydziestu obiektów bezpośrednio nadzorowałem.
Był to najbardziej pracowity i najbardziej wydajny okres pracy w moim życiu. Jako konstruktor nauczyłem się całkowicie samodzielnie projektować różnorodne rodzaje konstrukcji budowlanych. Odpukać, ale nie miałem żadnej, najmniejszej awarii budowlanej.
Spotkałem wielu polskich budowniczych przy okazji nadzoru autorskiego na budowach. Wspomniane wyżej dźwigary stalowe o rozpiętości 30 metrów wykonywał inż. Marek Podkański pracujący w libańskiej firmie. Roboty wykończeniowe pięciokondygnacyjnego bydynku biurowego NBTE w Kadunie, którego projektowałem konstrukcję, kierował architekt Wojciech Hermanowicz. Pięć lat później z Wojtkiem projektowaliśmy jeszcze kompleks budynków mieszkalnych dla wysokiego komisarza Królestwa Wielkiej Brytani w Abuji.
W tym właśnie okresie zaczęła zawodowo pracować żona w Libańskiej firmie budowlanej "Leone". W firmie tej pracowało dwóch polskich inżynierów w charakterze kierowników robót - inż. Zbigniew, Józef Siegel i inż. Andrzej Marczak.
3. Ponownie na budowie
Wspólnie z architektem Januszem Zielonką zaprojektowaliśmy kilkanaście ciekawych obiektów głównie dla nowego uniwersytetu w Minie. Wymienię tu budynek administrayjny i laboratoryjny, stołówkę, warsztaty i hale technologiczne, audytorium wykładowe i trzy mosty. Jeden z tych mostów, trzyprzęsłowy żelbetowy na specjalnie wymyślonych przeze mnie stalowych łożyskach sprawił w wykonawstwie dużą trudność. Znana włoska firma budowlana A.G.Ferrero z Kaduny miała kłopot ze znalezieniem kierownika budowy i niektórych materiałów na budowę tego mostu, w tym tych nieszczęsnyh łożysk. W czasie konsultacji dyrektor tej firmy zaproponował mi abym osobiście kierował robotami tego mostu . W ten sposób znalażłem się w kwietniu 1988 roku ponownie bezpośrednio na budowie.
Audytorium uniwersytetu w Minie
Głównie kierowałem robotami budowlanymi na terenie Federalnego Uniwersytetu w Minie, gdzie oprócz dwóćh mostów zbudowałem duże dwie sale wykładowe, dwa trzypiętrowe hotele studenckie i wiele mniejszych obiektów uniwersyteckich.. W samym mieście wybudowałem budynek Savanah Bank i kościół katolicki św.Marii w dzielnicy Kpakungu.
Szczególnie ten kościół pozostaje mi zawsze w pamięci, gdyż była to szczególnie miła przygoda dla budowniczego. Poznałem w Minie irlandzkiego księdza Johna Condona, który przez całe swoje życie zbierał pieniądze na swój "prywatny" kościół i postanowił go wybudować właśnie tu na przedmieściach Miny. Od dawna wiedział jak będzie ten kościół wyglądał, szukał tylko pomocy w jego realizacji. Postanowiłem mu pomóc.

Rektorat uniwersytetu w Minie

Zrobiłem projekt architektoniczny kościoła, projekt wnętrza z detalami, wykonałem obliczenia statyczne i rysunki konstrukcyjne, elektryczne i sanitarne. A potem..., wybudowałem ten kościół w ramach pracy w firmie "A.G. Ferrero". Kościół o powierzchni 1,5 tysięcy metrów kwadratowych, w planie o kształcie amfiteatru, z dachem o rozpiętości 28 metrów i wieżą wysokości 25 metrów zbudowałem dodatkowo przy okazji innych budów wciągu jednego roku grupą kilkunastu robotników w prymitywnych warunkach, bez użycia jakiegokolwiek dźwigu czy windy. Kiedyś w czasie prywatnej rozmowy z księdzem Johnem zapytałem, czy Bóg w jakiś sposób wynagrodzi ten mój wysiłek przy budowie kościoła? Ksiądz odpowiedział:- George, za to co zrobiłeś, masz odpuszczone wszystkie grzechy, a według mnie - możesz sobie jeszcze pogrzeszyć więcej i też będziesz rozgrzeszony. Ta wypowiedź księdza stanowiła dla mnie jedną z większych satysfakcji zawodowych.
Za "zasługi" w Minie dyrektor firmy wysłał mnie do Maiduguri, miasta odległego 900 km od Miny, gdzie w ciągu jednego, 1990 roku musiałem zbudować trzykondygnacyjny bank BCCI. Ponieważ dostałem do pomocy najlepszego w firmie nigeryjskiego majstra, szkolonego przez włochów od dwudziestu lat, ten rok pracy był dla mnie ulgowy. Basen kąpielowy, kort tenisowy przed domem i polski przyjaciel inżynier sanitarny Zenon Suchora jako sąsiad, dopełniały luksus życia w tym mieście o bardzo gorącym klimacie.
Stan surowy banku zrobiliśmy w ciągu pięciu miesięcy, a roboty wykończeniowe i infrastrukturę w koło budynku przez następne również pięć miesięcy, tak, że rekordowo przed terminem bank był gotowy. Dodatkowo jeszcze zaoszczędziłem dla firmy kilkadziesiąt ton stali, ponieważ od początku wyczuwałem, że konstrukcja budynku zaprojektowana jest niepotrzebnie z dużym zapasem bezpieczeństwa, a więc całą konstrukcję budynku przeprojektowałem wykonując nowe obliczenia statyczne i nowe rysunki konstrukcyjne.

Bank BCCI w Maiduguri
4. Organizuję biuro projektów

Konstrukcja budynków
szpitala w Kano
Kiedy w grudniu 1990 roku szykowałem się do objęcia od nowego roku kierownictwa budowy na terenie uniwersytetu w Jos odwiedził nas w Maiduguri mój kolega z Andrzej Dąbrowski, inżynier sanitarny, który zdradził w Nigerii swój zawód na rzecz stanowiska managera w szwajcarskiej firmie Hospitex Diagnostic, która dostarczała sprzęt medyczny do nigeryjskich szpitali. Zaproponował mi razem z żoną pracę w tej firmie w charakterze Project Managera na dobrych warunkach finansowych. Konkretnie chodziło o zaprojektowanie i nadzorowanie budowy dużego szpitala akademi medycznej (Mallam Amino Kano Teaching Hospital) w Kano.
Pierwszy etap tego przedsięwzięcia polegał na modernizacji i rozbudowie kilku już istniejących budynków, drugi etap na budowie nowego zblokowanego szpitala na 600 łóżek z 25 oddziałami. W ciągu sześciu tygodni musieliśmy zrobić koncepcję całego przedsięwzięcia obejmującego, oprócz wyżej wymienionych dwóch etapów, również całą infrastrukturę łącznie z osiedlem domów dla personelu szpitala, pawilonem dydaktycznym, meczetem,oczyszczalnią ścieków, drogami itp.
Wróciliśmy z powrotem do Kaduny gdzie szybko organizowałem biuro projektów. Nie miałem problemu z kreślarzami i technikami, gdyż znałem dobrze ich środowisko pracując już poprzednio w Kadunie, ale kłopoty mieliśmy ze znalezieniem architekta. Koledzy, których znałem nie mogli z dnia na dzień zmienić miejsca pracy, a my nie mogliśmy czekać z koncepcją. Podjeliśmy sami ją wykonać pracując po 18 godzin na dobę. Jedynie do wykonania trzech rysunków perspektywicznych zatrudniłem polskiego architekta Andrzeja Gabriela z Kano.
Koncepcja została przyjęta z niewielkimi poprawkami, a nasza firma dostała kontrakt na opracowanie projektu szpitala pierwszaej i drugiej fazy. Projekt adaptacji i rozbudowy istniejących budynków szpitala zrobiliśmy samodzielnie w ciągu kilku miesięcy, ale architekturę drugiego etapu projektowali dwaj architekci ze Słowacji. Kontrakt na budowę tego szpitala dostała firma włoska "A.G. Ferrero" w której poprzednio pracowałem, a więc mój nadzór autorski nie był trudny, bo znałem wszystkich ludzi z tej firmy i ich możliwości. Wystarczyło, że raz w tygodniu pojechałem do Kano na inspekcję.
Już w następnym roku, grubo przed terminem, zakończyliśmy pierwszy etap budowy szpitala. Odbyła się szałowa uroczystość otwarcia z udziełem prezydenta Nigerii i spełniło się marzenie mojego szefa, gdyż mógł dostarczyć do tych gotowych czternastu obiektów sprzęt medyczny.
Wykonaliśmy jeszcze dużo projektów rekonstrukcji istniejących szpitali, miedzy innymi w Gwagwaladzie, Karu, Garkach, ale realizacji ich nie doczekałem się, gdyż ciągle brakowało pieniędzy w budżecie. Ostatnim projektem jaki przygotowałem w Nigerii był projekt wojskowego szpitala w Abuji. Wstepną koncepcję tego szpitala robił ze mną architekt Andrzej Czerniewski, pracujący wówczas w Lagos.
W Nigerii pracowałem o tydzień za długo. Bo właśnie na tydzień przed wyjazdem do kraju, kiedy jechałem samochodem na lotnisko zostałem zablokowany przez rabusiów, wyrzucony na drogę, pozbawiony samochodu, pieniędzy i dokumentów.
Bez tego ostatniego tygodnia Nigeria pozostałaby w mej pamięci piękniejsza.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:      rezydencja prezydenta      juju      moja historia      praca w PRL-u      we Francji      obecna praca